W dniach 8-15. maja obchodzimy Tydzień Bibliotek.
Hasło „Znajdziesz mnie w bibliotece” niesie w sobie semantyczną lekkość i swobodę, która pozwala myśleć o bibliotece, jako miejscu, gdzie wszystko zależy od Ciebie, miejscu, które nic nie wymusza, jedynie zaprasza, a jednocześnie wybór, czy skorzystasz z zaproszenia, pozostawia Tobie, Twojej woli, aktywności, a przede wszystkim determinacji. W przeciwieństwie do dotychczasowych haseł promujących „Tydzień Bibliotek”, to hasło jest silnie upodmiotowione, nie ma w sobie zbędnego patosu, który wynosi przestrzeń biblioteczną do poziomu pomnikowej instytucji kultury, w której wypada być, aby poczuć się częścią kolektywnego spełnienia, zbiorowego uczestnictwa w kulturze. Wyrażenie „Znajdziesz mnie w bibliotece”, ma w sobie jakiś rodzaj intymności, osobistego przeżycia, wręcz w sposób naturalny przywołuje obrazy bohaterów książek, filmów, piosenek, którzy biegną w to jedno jedyne miejsce, gdzie mogą odnaleźć, spotkać, przyjaciela, przyjaciółkę, gdzie czeka na nich ktoś ważny, najważniejszy w określonej chwili, może nawet przygoda, albo miłość życia.
Hasło „Znajdziesz mnie w bibliotece” zawiera w sobie także pewną nieorganiczność wynikającą z ogromnej metaforyki, w której można rozczytać nie tylko swoje potrzeby, ale wręcz swoje pragnienia i marzenia o przeżyciu czegoś pięknego, niezwykłego, a zarazem obecnego w codziennym doświadczeniu, w którym gdzieś, dokądś biegniemy, ale nikt nie odwrócił się do Nas i nie krzyknął, nie wyszeptał: „Znajdziesz mnie w bibliotece”. A ten krzyk, czy też szept, brzmi, mógłby brzmieć, jak kolejny tytuł filmu Woody Allena, kolejny tytuł książki Gabriela Garcii Marqueza, albo piosenki Dawida Bowie, więc może warto tym razem nakręcić krótki film o kimś kto biegnie do biblioteki, aby znaleźć kogoś, coś, a może tak naprawdę siebie pośród innych ludzi, bo przecież biblioteka to miejsce, gdzie zawsze kogoś znajdziesz, wystarczy chcieć.